Po masowej wylince nimf owadów w rzece, często się zdarza, że ryby zbierają z powierzchni tylko unoszoną na wodzie „skórę”, która pozostała po nimfach. Skórę tę także można imitować. Guido opisuje swoją ulubioną „muchę”.
Są takie dni, gdy na powierzchni wody nie widać ani jednego owada. Mimo to ze zdziwieniem stwierdzamy, że pstrągi i lipienie pracowicie unoszą się do góry i co chwilę coś zbierają. Czyżby zdejmowały z powierzchni maleńkie jętki, chrząszcze lub mrówki? To bardzo denerwujące, gdy ryby zupełnie ignorują nawet najmniejszą przynętę, suchą muszkę wiązaną na haczyku nr 24. Czyżby chodziło tu o grubość przyponu? Przecież łowiłem na żyłkę 0,06 mm, a ryby w dalszym ciągu zupełnie ignorowały moją przynętę. Sądząc po pokazujących się pod powierzchnią płetwach, musiały to być całkiem ładne lipienie. Na pewno były też głodne, gdyż tylko w ten sposób mogłem sobie wytłumaczyć ciągłe wychodzenie ryb do powierzchni. Jaki więc popełniałem błąd? Sprzęt nie był zbyt toporny. Łowiłem na muchówkę klasy 3, miałem długi przypon z żyłki 0,06 mm, koniec przyponu był natłuszczony, a muszka spływała tuż nad stanowiskami ryb. Technika także była odpowiednia. Rzucałem po skosie pod prąd i tak prowadziłem muchę, żeby nie bruździła powierzchni wody… Mucha, oczywiście, że mucha! Ryby nie biorą, ponieważ coś” im nie odpowiada w mojej przynęcie. Tylko co w tej chwili zbierają lipienie? Długo obserwowałem powierzchnię wody, potem przedyskutowałem to z moim kolegą wędkarzem. Wynik: ryby nie wychodziły do jętek lub mrówek; bardziej interesowała je „skóra”, czyli to, co pozostało po wylince nimf.
Unoszenie się ku powierzchni
Po ostatniej wylince na dnie rzeki nimfy muszą wydostać się z wody. Podczas unoszenia się ku powierzchni wiele nimf pada łupem głodnych pstrągów i lipieni. Po zakończeniu fazy unoszenia na syte ryby czeka jeszcze deser – „skóra” po wylince niesiona na powierzchni wody. Jest ona bardzo pożywna. Dla pstrągów i lipieni faktycznie jest to deser, gdyż zdjęcie takiego pokarmu z powierzchni nie stanowi najmniejszego problemu. Dla muszkarzy jest to jednak nie lada problem i to bardzo trudny do rozwiązania. No, bo niby co zawiązać na haczyku, żeby to coś, co chyba jednak trzeba nazwać muchą, wiernie imitowało „skórę” nimfy? Chyba wszyscy muszkarze widzieli już kiedyś unoszoną na powierzchni „skórę” po wylince nimf. „Skóra” po nimfach jętek majowych jest szczególnie duża. Jętki majowe nie roją się jednak o każdej porze roku i nie spotyka się ich również nad wszystkimi ciekami. Ryby odżywiają się głównie wylinką po małych jętkach, a wtedy nie interesują się żadnym innym pokarmem. „Skóra” taka ma tylko kilka milimetrów długości jest przezroczysta i nie ma żadnej „objętości”. Już dawno temu ktoś to zauważył, że bardzo prosto wiązane muchy są także najskuteczniejsze. To samo dotyczy imitacji „skóry” pozostałej po wylince nimf. Mucha ta jest tak prymitywna, że prawie nie zasługuje na miano muchy, ale chyba już o tym mówiłem. Razem z kolegami nazywamy to coś „prawdziwą skórą”.
Szybkie wiązanie
Imitację tę można wykonać kilkoma ruchami. Nie potrzeba tu żadnej zręczności, lecz jedynie trochę jedwabnej nici i cienkiej żyłki. Z żyłki o średnicy 0,10 mm wycinamy 12-15 dwucentymetrowych kawałków. Na środku każdego z nich wykonujemy zwykły węzeł. Jeden ze sterczących końców żyłki przycinamy tuż przy węźle. Następnie bierzemy woskowaną jedwabną nić (8/0) w kolorze oliwkowozielonym, pomarańczowym, brązowym lub beżowym. Wybieramy więc tylko naturalne kolory. Nitką owijamy trzonek haczyka od uszka do kolanka i już mamy gotowy korpus przynęty. Radzę użyć lekkiego haczyka do wiązania suchych much, np. nr 14-22 L4A firmy Partrige. Potem wiążemy bardzo precyzyjnie do trzonka haczyka kawałeczki żyłki na wysokości węzłów. Kawałeczki żyłki muszą sterczeć we wszystkie strony. Wiążemy węzeł końcowy, zabezpieczamy muchę lakierem. I gotowe! Wykonana przez nas mucha będzie doskonale utrzymywać się na powierzchni wody. Co prawda nie wygląda zbyt ładnie, ale najważniejsze, że jest interesująca dla ryb. Jeżeli ryby nie będą brały na żadną, nawet najlepszą muchę, a jednocześnie będą wychodzić na powierzchnię, to szansa na to, iż skuszą się na „prawdziwą skórę” wynosi jak 1:1. Jeśli przesadzam, to możecie mnie od dziś nazywać „prawdziwą skórą”.