Im bardziej upalne lato, tym głębiej stoją palie w jeziorze. Głębinowy trolling to jedyny skuteczny sposób łowienia tych ryb.
Gdzie mogą być palie? Pytanie to zadaje sobie latem wielu kolegów wędkujących w głębokich jeziorach. Wiosną złowienie polujących przy brzegu salmonidów było dziecinnie łatwe, natomiast latem ryby te nagle gdzieś znikają. Dotyczy to wszystkich górskich jezior, tak samo w Austrii, jak i Szwecji.
Nawet w kanadyjskich jeziorach, latem palii należy po prostu szukać. Dlaczego tak się dzieje? Otóż palie, podobnie zresztą jak wszystkie ryby łososiowate źle znoszą upały i dlatego latem należy ich szukać na głębokości 40, 50, 60, a czasami nawet 100 metrów. W okresie „wielkiego zanurzenia” złowienie tej ryby tradycyjną metodą spinningową lub na sztuczną muchę jest po prostu niemożliwe.
Na tak dużych głębokościach zmuszeni jesteśmy stosować specjalne techniki wędkowania.
Przykładowo w szwedzkim jeziorze Vattersee wielu wędkarzy łowi latem tylko na pilkery. Przynętą tą można dowolnie długo prowokować ryby do brania na dowolnie wybranej głębokości. Tradycyjne przynęty sztuczne, takie jak wahadłówki, wirówki lub woblery podczas ściągania do łodzi poruszają się zawsze po skosie w górę i dlatego zbyt szybko opuszczają łowną strefę głębinową.
Łowienie głębinowe
Co zrobić aby przynęta ciągle poruszała się odpowiednio głęboko, tam gdzie spodziewamy się brań palii? Najlepiej posłużyć się sprzętem do głębinowego trollingu, na przykład tak popularnym wśród wędkarzy morskich downriggerem. Zasada działania tego urządzenia jest niezwykle prosta. Na rufie łodzi znajduje się kołowrót, na którym opuszczamy do wody na stalowej linie dużą ołowianą kulę. Żyłka przymocowana jest do trójdzielnego karabińczyka tuż nad kulą, dzięki czemu przynęta ciągnięta jest zawsze na wybranej głębokości. Krótka cieniutka żyłka przywiązana do uszka karabińczyka zestawu do trolingu (połączenie żyłki głównej z przyponem z przynętą) i uszka trójdzielnym karabińczykiem downriggera pęka w momencie brania, dzięki czemu możliwy jest swobodny hol.
Innym sposobem głębinowego ciągnięcia przynęty za łodzią jest łowienie z „planer boards-em”, zwanym też „foką”. Jest to pływająca deseczka schodząca pod wodę. Doczepia się ją do zestawu pomiędzy żyłką główną a przyponem. „Foka” zawsze odciąga żyłkę w bok z linii płynięcia łodzi. Głęboko schodzące modele docierają z przynętą na bardzo duże głębokości, tam gdzie żerują palie.
Dorożka z „foką”
Powszechnie uważa się, pod względem skuteczności łowienia palii na dorożkę, „foka” plasuje się, zaraz za downriggerem na drugim miejscu. I chociaż do pierwszej próby łowienia z „foką” zostałem w pewnym sensie zmuszony, na brak wyników nie mogę raczej narzekać. W moim ulubionym jeziorze wprowadzono bowiem zakaz wędkowania z downriggerem, gdy razem z kolegą już podczas pierwszej próby złowiliśmy aż osiem palii, w tym kilka sztuk o masie ponad 3 kg.
Chcąc nie chcąc przestawiliśmy się na zestawy z „foką” i od razu złowiliśmy… jeszcze większe palie! Okazuje się więc, że pracująca na odpowiedniej głębokości „foka” prawie w niczym nie ustępuje downriggerowi. Poza tym jest nieporównywalnie tańsza, można ją schować do kieszeni i ciągnąć za łodzią płynąc na wiosłach (do wędkowania z downriggerem niezbędny jest silnik).
Jeżeli chcemy sprowadzić dużą „fokę” na głębokość około 35 metrów musimy ciągnąć ją 70-80 metrów za łodzią. Przy takiej ilości żyłki w wodzie tracimy jednak pełną kontrolę nad przynętą, a i zacięcie nie zawsze jest skuteczne, szczególnie gdy kotwiczka nie jest superostra.
Dowolna głębokość
Największą zaletą downriggera jest możliwość łowienia na znacznie większych głębokościach. Poza tym zaraz po braniu żyłka odczepia się od urządzenia, dzięki czemu mamy lepszy kontakt z rybą.
Kołowrót downriggera powinien mieścić około 60 metrów stalowej linki, a ciężarek mieć masę 4-5 kg. Wiele oryginalnych ciężarków ma masę tylko około 2 kg i jest to stanowczo za mało do trollingu na dużych głębokościach. Większa masa ciężarka downriggera pozwala lepiej kontrolować przynętę. Im głębsze jezioro tym trudniej zlokalizować palie. Jeżeli jest to dozwolone, powinniśmy ciągnąć za łodzią na różnych głębokościach kilka przynęt na raz. W tym celu używamy tak zwanych stackersów pozwalających przymocować przynętę (na przyponie) w odległości od 5 do 10 metrów nad kulą. Dzięki stackersom możemy ciągnąć na jednym downriggerze dwie lub trzy przynęty.
Na dużych głębokościach palie odżywiają się głównie rybami i nasze przynęty sztuczne muszą je dość wiernie imitować. Z reguły skuteczne są wszystkie modele woblerów, wahadłówek i wirówek, które sprawdziły się już podczas łowienia palii w płytkiej wodzie na wiosnę. Osobiście bardzo sobie cenię wysmukłe srebrne błystki z cienkiej blachy oraz niebiesko-srebrne woblery firmy Rapala (np. J-9 i J-13, obydwa modele dwuczęściowe i pływające). Bardzo łowne są także lekkie wirówki ze skrzydełkiem w kolorze masy perłowej i to nie tylko na palie, na co najlepszym dowodem są dwie rekordowe trocie jeziorowe złowione w Szwecji właśnie na tę przynętę. Obydwie ryby, każda o masie prawie 9 kg zostały złowione w dziewięciodniowym odstępie czasu w sierpniu 1994 roku. Zamontowanie przed przynętą tak zwanego dodgera wyraźnie zwiększa jej atrakcyjność. Dodger to amerykańska nazwa dużej i płaskiej błystki wahadłowej przyczepianej około 50 centymetrów przed przynętą. Chybotanie się dodgera zwraca uwagę palii, prowokuje ją do ataku, uatrakcyjnia też pracę przynęty ciągniętej za łodzią.
Pomocna echosonda
Przed przynętą możemy też przyczepić jakąś wysmuklą błystkę wahadłową (lake troll). W górskich jeziorach Szwecji wędkarze już od lat łowią na takie zestawy największe palie. Echosonda bardzo ułatwia zlokalizowanie ryb na dużych głębokościach.
Na tym jednak nie koniec, gdyż dokładne obserwowanie ekranu echosondy dostarcza także wielu niezapomnianych wrażeń. Czasami widać więc na przykład, jak z głębiny wynurza się olbrzymia palia, powiedzmy sześć metrów za ołowianą kulą downriggera. szybko zbliża się do przynęty, a następnie asystuje jej na odcinku dziesięciu, dwudziestu metrów.
Później ryba przestaje się interesować zdobyczą i nagle znika z ekranu echosondy.
Podobne scenki, powodujące natychmiastowe wydzielanie się adrenaliny do krwi, są oczywiście dość rzadkie, ale przecież także to, co normalnie obserwujemy na ekranie, jest równie interesujące.
Doskonale widzimy ukształtowanie dna, widzimy też na jakiej głębokości pracują nasze przynęty. Poza tym w porę zauważamy zawady leżące na dnie, dzięki czemu nie ryzykujemy utraty ołowianej kuli oraz 30-40 metrów stalowej liny downriggera.
Poza tym echosonda pozwala bezbłędnie zlokalizować ławice stynki i sielawy.
A tam, gdzie jest drobnica, tam zawsze krążą gdzieś w pobliżu szukające pokarmu palie.