Energiczne brania
Od tamtej pory łowię w każdym sezonie od 30 do 50 linów o masie ponad 1,5 kg. Oczywiście tylko w nocy. Moim dotychczasowym rekordem, ustanowionym w sierpniu 1990 roku jest złowienie w ciągu jednej nocy dziewięciu linów, wszystkie o masie ponad dwa kilogramy. Zgodnie z regulaminem, pięć z nich mógłbym zabrać ze sobą do domu, jednak zwróciłem im wolność – były zbyt piękne. Jeżeli mam chęć na smażonego lina, biorę tylko takie ryby, które w całości mieszczą się na patelni. Większych po prostu mi szkoda. Brania wszystkich tych linów miały miejsce pomiędzy godziną 24 a 3.30. O świcie moją przynętą interesowały się tylko wzdręgi, a czasami także kapitalne karasie. I jeszcze jedno -w nocy brania linów są zupełnie inne. Niczym nie przypominają ostrożnego próbowania przynęty w ciągu dnia. Lin bierze delikatnie przynętę do pyska (skubnięcie), a następnie odpływa z nią i w błyskawicznym tempie napręża żyłkę. Pustych brań nie ma prawie wcale. Wędkując w nocy musimy jednak przestrzegać pewnych reguł. Z wyjątkiem jasnych księżycowych nocy, odradzam łowienia ze świetlikiem, a szczególnie, gdy spławik znajduje się bezpośrednio nad za-nęconym miejscem. Większość dobrych linowych łowisk przeważnie jest bardzo płytka. W momencie brania, gdy nad linem zaczyna nagle tańczyć nienaturalnie świecący się punkcik, ostrożna ryba natychmiast wypluwa przynętę. Jeżeli ktoś nie chce zrezygnować z łowienia ze świetlikiem, powinien zdecydować się na zestaw z bardzo długim przyponem i przelotowym spławikiem stojącym w pewnej odległości od zanęconego miejsca (rysunek 1).
Kolejna ważna uwaga – na nocną zasiadkę na liny zawsze zabieramy ze sobą wygodne turystyczne krzesełko z oparciem oraz moskitierę chroniącą odsłonięte części ciała przed ukąszeniami komarów. Dłuższe siedzenie na małym, niewygodnym stołeczku oraz częste ukąszenia komarów sprawiają, że wędkarz ciągle się porusza, a to z kolei może zadecydować o niepowodzeniu całej wyprawy.
W cichą noc liny wyczuwają każde, nawet niezbyt głośne poruszenie na brzegu. Dlaczego? Żerujące w nocy liny mają szczególne upodobanie do przemieszczania się przy samym brzegu, dosłownie pod nogami wędkarza. Większość stawów potorfowych ma bowiem mniej lub bardziej strome spady brzegowe zaczynające się przeważnie już metr lub dwa za porośniętą roślinnością wodną płycizną przy samym brzegu. Drobne bezkręgowce wodne żyjące w wąskiej strefie litoralu bardzo często „zsuwają” się po tej stro-miźnie w dół (rysunek 2) i gdzie chowają się przed drobnicą. Nocą pojawiają się głodne liny i od razu zaczynają dokładnie przeszukiwać dno.
Ucieczka po zacięciu
Nęcimy zawsze w dwóch oddalonych od siebie o 15 metrów miejscach. Zanęcone miejsca powinny znajdować się dokładnie w takiej samej odległości od brzegu. Pierwszą wędkę zarzucamy w jedno miejsce, drugą – w drugie. Podyktowane to jest dwoma względami. Po pierwsze dlatego, że po zacięciu lina, pozostałe ryby rzucają się do natychmiastowej ucieczki, przeważnie wzdłuż brzegu (rysunek 3).
Po przepłynięciu kilkunastu metrów trochę się uspokajają i w tym momencie natrafiają na drugie zanęcone miejsce. Z moich obserwacji wynika, że w 90 przypadkach na 100, liny zatrzymują się tam i po krótkim czasie znowu zaczynają żerować.
Branie na drugiej wędce jest wtedy prawie pewne. Drugi powód przekonujący do nęcania w dwóch oddalonych od siebie miejscach jest taki, że podczas nocnego łowienia zawsze musimy liczyć się z braniami węgorzy lub karpi. Przy dwóch blisko zarzuconych od siebie wędkach splątanie się żyłek jest wtedy prawie nie do uniknięcia.
A trzeba pamiętać, że podczas łowienia linów nie ma nic gorszego niż nagłe poruszenie na brzegu i przyświecanie sobie latarką podczas rozplątywania żyłek.
Światło płoszy liny. Wyruszając na nocną wyprawę, radzę zostawić latarkę w domu. Wytrawny wędkarz nie potrzebuje nocą żadnego oświetlenia. Dla pewności można zabrać ze sobą jedynie białe plastykowe wiaderko (np. po farbie) i ustawić w nim świeczkę. Po wielokrotnym przetestowaniu w praktyce, śmiało mogę Wam to polecić. Prawdopodobnie dla linów przytłumione światło z „wędkarskiego lampionu” jest niczym innym, jak tarczą księżyca w pełni. Wędkując z takim oświetleniem, w przeciwieństwie do przyświecania sobie latarką, nigdy nie stwierdziłem, żebym miał z tego powodu mniej brań. Poza tym, ustawione nieco z boku wiaderko ze świeczką przyciąga do siebie większość dokuczliwych owadów, które podlatując zbyt blisko natychmiast giną w płomieniu.
1. Gdy się wędkuje na taki zestaw, świetlik na antence spławika nie płoszy linów, gdyż odległość pomiędzy spławikiem a przynętą wynosi przynajmniej dwa metry. Śruciny obciążające są zaciśnięte na żyłce po obydwu stronach uszka spławika. Dwie dodatkowe śruciny utrzymują żyłkę na dnie.
2. W stawach potorfowych liny szukają pożywienia przeważnie wzdłuż spadków dna. Jest to bardzo skuteczna metoda, gdyż wiele larw owadów spada z roślin i „stacza” się po stromym spadku brzegowym.
3. Obydwa zanęcone miejsca na granicy spadku dna znajdują się ok. 15 m. od siebie. Wypłoszone z jednego łowiska liny, przeważnie uciekają wzdłuż brzegu i po chwili znajdują drugie zanęcone miejsce, przy którym prawie zawsze się zatrzymują i po chwili zaczynają żerować.