Niektórzy spinningiści zaczynają łowić latem dopiero wraz z zapadaniem ciemności. W rzekach sandacze polują teraz tuż pod powierzchnią wody. Autor – Ullrich najpierw nasłuchuje charakterystycznych odgłosów żerowania drapieżników, a następnie podrzuca im jasnego, pływającego woblera.
Zrobiło się ciemno, że choć oko wykol. Pogodna, ciepła noc nad dużą rzeką. Wszyscy spinningiści powinni właściwie być teraz w domach. Przecież po ciemku nad wodą nie ma czego szukać. A może jednak warto spróbować? Pełni nadziei siedzimy z Gerdem nad brzegiem Renu. W rękach trzymamy gotowe do akcji spinningi. Czekamy na pojawienie się dużych sandaczy, które pod osłoną nocy podpływają pod sam brzeg i tak zawzięcie polują pod powierzchnią na drobnicę, że już z daleka słychać chlapanie wody. Gerd nie zna jeszcze tego widowiska. Kilka dni temu opowiedziałem mu o nocnych polowaniach sandaczy. Tak się zapalił, że musiałem zabrać go ze sobą na ryby, żeby mógł to zobaczyć. – Już za chwilę powinny się pojawić – uspokajam przyjaciela, widząc, że nie może już usiedzieć w miejscu. – Trochę cierpliwości. Środkiem rzeki przepływa duża barka. Po chwili fale z impetem rozbijają się o brzeg. Wyraźnie widzimy setki małych uklejek walczących z nagle wzburzoną wodą. Niektóre z nich fale wyrzucają na brzeg. Dwa, trzy podskoki i rybki są z powrotem w wodzie. „Gdybym był sandaczem…” Chlap! Głośne pluśnięcie tuż obok nas oraz mała fontanna wody na powierzchni mówią same za siebie – sandacze zaczęły polowanie. Nareszcie są. Oddycham z ulgą.
„Mam go!”
Natychmiast przerzucam polującego sandacza i zaczynam wolno prowadzić pływającego woblera tuż pod powierzchnią wody. Jeszcze jedno głośne chlapnięcie na powierzchni. – Mam go, siedzi! – krzyczę do przyjaciela. Gerd nie może wyjść z podziwu. – Ależ to prawie niemożliwe. Branie już za pierwszym rzutem? Jak ty to robisz? – pyta. – To nic nadzwyczajnego – odpowiadam – jeżeli rzucisz sandaczowi woblera przed sam nos, prawie zawsze od razu zaatakuje przynętę. Ostrożnie holuję rybę do brzegu. – Tylko zachowuj się jak najciszej – instruuję kolegę tak na wszelki wypadek. Rozpiera mnie duma, że moje obietnice sprawdziły się. Gerd jest podekscytowany do granic możliwości. Dziesięć minut później znowu coś się dzieje na powierzchni wody. Spanikowana drobnica ucieka na wszystkie strony. Obydwaj nadstawiamy uszu. – Chyba tam, bardziej z prawej. Czy to byt sandacz? – pyta rozgorączkowany Gerd – Jasne, że tak. Jest twój. Pamiętaj tylko, że musisz przerzucić go o jakieś dwa metry i od razu zacząć powoli prowadzić woblera – nie skończyłem poinstruować kolegi, gdy nagle w ciemnościach rozległ się jego krzyk. – Jest, siedzi, ale szarpie! Przez kilka godzin złowiliśmy razem osiem sandaczy – żadne kolosy, ale zabawy było co niemiara.
W wodzie po kolana
Podczas nocnego spinningowania największą trudność sprawia zlokalizowanie żerującego drapieżnika. Na szczęście same sandacze okazują się bardzo „pomocne”. Polujące ryby zdradzają swoją obecność głośnymi chlapnięciami na powierzchni wody. Gdzie szukać sandaczy? Z całą pewnością nie tam, gdzie można je złowić w ciągu dnia. W nocy w takich miejscach przeważnie nie ma ani jednego drapieżnika.
Opisana nocna przygoda rozegrała się na płyciźnie z wodą po kolana, w miejscu, w którym w ciągu dnia nikt nie próbowałby nawet ani razu rzucić. W nocy jednak sandacze polują zawsze tam, gdzie gromadzi się drobnica, a więc w spokojnej i przeważnie bardzo płytkiej wodzie. Dobrymi łowiskami są więc duże, spokojne „zatoczki” pomiędzy ostrogami, okolice ujść dopływów. granice spadku dna oraz wszelkie wypłycenia. Brań możemy spodziewać się także tam. gdzie nad samą wodą stoją latarnie. Światło przyciąga miliony owadów, które spadając do rzeki stają się łatwym łupem uklejek. Za uklejkami natomiast zawsze podążają sandacze. Tylko się nie wystraszcie, gdy nagle polujący sandacz wykona gwałtowny zwrot na powierzchni tuż koło Waszych nóg. Podczas nocnego spinningowania jest to całkiem normalne. Jeżeli niezbyt dobrze znacie swoje łowisko, radzę pojawić się nad wodą jeszcze w ciągu dnia i dokładnie zapamiętać jak najwięcej detali w najbliższej okolicy. Sandacze są bowiem bardzo ostrożne i raczej nie lubią, jak im ktoś świeci latarką prosto w oczy. Latarkę lepiej od razu zostawić w domu. Zapamiętajcie wszystkie większe kamienie, o które moglibyście się w nocy przewrócić, a następnie możecie trochę pospinningować.
Jaką przynętą? Radzę spróbować szczęścia na tonącego woblera, twistera lub rippera w jasnym kolorze. Przynęta powinna być możliwie najlżejsza i mieć od 10 do 15 cm długości. Większe przynęty robią więcej „szumu”, a tym samym są lepiej spostrzegane przez drapieżniki. Z nastaniem ciemności, ryby drapieżne zaczynają polować na drobnicę. W nocy najskuteczniejsze są powierzchniowe przynęty – powoli tonące jigi oraz pływające woblery. Przynęta powinna być bardzo jasna, żeby sandacz mógł szybko ją zauważyć, a następnie zaatakować.