Polowanie na krasnopióry – wzdręgi

Ostrożne wzdręgi należy łowić z „podjazdu”. Najlepszą przynętą na duże i płochliwe krasnopióry jest konik polny. Nadmuchiwana bellyboat umożliwia bezgłośne zbliżenie się do łowiska.
Prawdziwy koszmar – słońce w zenicie, ani jednej chmurki na niebie, liny nie chcą brać i pochowały się gdzieś w sobie tylko znanych zakamarkach, jednak najgorsza jest świadomość, że zaproszeni na wieczorne party koledzy tylko czekają na okazję, aby złośliwie zażartować z moich wędkarskich umiejętności. A przecież można tego uniknąć.
Okay, wiem, że nie każda wyprawa na ryby kończy się sukcesem, osobiście wychodzę jednak z założenia, że szczęściu należy pomagać. Liny nie chcą brać? Trudno, spróbujmy czego innego. Przerywamy więc nieefektywną nasiadówkę i poświęcamy więcej uwagi chlapnięciom wody w pobliżu trzcin. Wyciągniemy z wody trochę „letniego złota” – będziemy łowić wzdręgi. Odpowiedź na pytanie „jak” wydaje się bardzo prosta – mała kulka ciasta, haczyk nr 10-14, zestaw spławikowy, maleńki grunt i już można wędkować. Przeważnie będą to jednak tylko małe i średnie wzdręgi. Kapitalne okazy łowi się trochę inaczej. Wzdręgi z racji tego, że żyją w płytkiej wodzie narażone są na wiele niebezpieczeństw, ciągle coś je płoszy, w związku z tym duże egzemplarze są bardzo, ale to bardzo ostrożne. Jednakże, tak jak mysz można skusić na kawałek boczku, tak duża wzdręga nie potrafi oprzeć się niektórym smakowitym kąskom. Ryby te będziemy łowić na dużego, tłustego konika polnego na zestawie z kulą wodną.

Mięsożerność

Jest to bardzo prosta, a zarazem niezwykle skuteczna technika połowu. Zdaniem wielu fachowców wzdręgi są jednym z nielicznych rodzimych gatunków ryb, które w znacznym stopniu odżywiają się pokarmem roślinnym. Zwyczaje pokarmowe kapitalnych okazów zdają się jednak temu całkowicie zaprzeczać, gdyż ryby te wykazują szczególne upodobanie do „mięsożerności” i na dobrą sprawę śmiało możemy nazwać je drapieżnikami. Małe wzdręgi także nie marnują żadnej okazji, by wzbogacić swoje menu w pokarm o dużej zawartości białka, i skwapliwie zbierają z powierzchni wody każdą muszkę. Duże krasnopióry raczej niechętnie uczestniczą w wieczornych polowaniach na owady. Tak mała zdobycz nie warta jest zachodu. Co innego, gdy na powierzchni wody pływa duży konik polny lub imago chruścika. Gwarantuję, że niejeden wędkarz łowiący przy trzcinach lub wśród grążeli bardzo się zdziwi, że tak piękne ryby można złowić na proponowaną przeze mnie przynętę.

Prosty zestaw

Zestaw powinien być jak najprostszy. Duże wzdręgi są bardzo podejrzliwe i jeżeli na żyłce jest zbyt dużo węzłów, doskonale widząca ryba przeważnie rezygnuje z brania. Łowimy więc na przezroczystą kulę wodną, im mniejsza tym lepsza, prosty przypon z żyłki 0,15 mm (50-80 cm długości) oraz na haczyk nr 12. Konika polnego najpierw uśmiercamy, ściskając go lekko palcami, a dopiero potem zakładamy na haczyk. Wzdręgom w ogóle to nie przeszkadza. Interesują się także martwymi owadami pływającymi na powierzchni. Podając przynętę musimy jednak ściśle przestrzegać reguł gry. Jeżeli kula wodna upadnie na wodę bezpośrednio nad stadkiem ostrożnych ryb, możemy być pewni, że wszystkie wzdręgi od razu uciekną, a już z pewnością kapitalne sztuki. Lepiej więc trochę przerzucić ryby, a następnie bardzo powoli, milimetr po milimetrze podciągnąć przynętę jak najbliżej do czerwonopłetwych piękności uwijających się pod powierzchnią wody.

Z bellyboat

Jeżeli zachowamy maksymalną ostrożność, branie nastąpi już po chwili. Niestety, nawet najlepszemu może się czasami zdarzyć, że zacięta ryba zerwie się podczas holu. Pół biedy, jeżeli były to tylko małe wzdręgi, gdyż nie są one tak płochliwe. Jeżeli jednak nastawiamy się na łowienie kapitalnych egzemplarzy, nie pozostaje nam nic innego, jak zupełnie zmienić łowisko. Za uciekającą w panice dużą rybą zawsze popłynie całe stadko. Holender Nico de Boer łowi krasnopióry w jeszcze bardziej wyrafinowany sposób – z belly-boat. Dzięki swej „nadmuchiwanej dętce” ostrożnie zbliża się do kapitalnych ryb od strony, z której zupełnie się nie spodziewają niebezpieczeństwa – od jeziora. Złowił już w ten sposób mnóstwo dorodnych krasnopiór. Holenderski wędkarz łowi wzdręgi zarówno na sztuczną muchę, jak i na białe robaki na zestawie spławikowym. Z jego wypowiedzi wynika, że najtrudniejsze jest zlokalizowanie ryb. Po ich wypatrzeniu, Nico nęci je kawałeczkami chleba, aby wzdręgi wypłynęły choć trochę z gęstej dżungli trzcin. Następnie podaje im przynętę stosując przy tym pewną sztuczkę.

Łowienie na opad

Angielski spławik typu waggler utrzymuje przynętę na głębokości około 70 cm pod powierzchnią wody. Spławik ten jest jednak obciążony w specjalny sposób. Dolna śrucina znajduje się 15 cm nad haczykiem, natomiast trzy pozostałe śruciny są zaciśnięte tuż koło siebie, około 40 cm poniżej stopera blokującego spławik.
Jeżeli wzdręgi są bardzo ostrożne, Nico delikatnie napręża żyłkę i podciąga górne śruciny aż do spławika (białe robaki oczywiście także unoszą się o 40 cm do góry), a następnie popuszcza żyłkę. I to jest właśnie to – łowienie na opad. Białe robaki po każdym pociągnięciu żyłki naturalnie opadają w wodzie, nie ma więc potrzeby ciągłego zarzucania wędki. – Prędzej czy później kapitalna wzdręga nabierze się w końcu na tak wyrafinowanie podawaną przynętę – dodaje Holender. Spławik ucieka wtedy przeważnie po skosie w bok i jest to najodpowiedniejszy moment na zacięcie. Bardzo prosta, ale jakże skuteczna metoda łowienia. Często się zdarza, że jako pierwsza bierze od razu ryba o długości ponad 40 cm, a wtedy zaczynamy się kręcić w bellyboat – z powodu holu, albo po prostu z wielkiej radości.