Mały, ale przydatny!
Gruby szwajcarski scyzoryk-kombajn to wspaniała zabawka dla dużych chłopców. Wyposażony jest przecież w tyle różnych „narzędzi”, których, prawdę mówiąc, nigdy lub prawie nigdy się nie używa. Ponieważ szwajcarskie scyzoryki są stosunkowo duże i ciężkie, zaraz po kupnie częściej lądują w szufladzie niż w kieszeni spodni. Scyzoryk, jeżeli nie ma go akurat w kieszeni, jest jednak raczej mało przydatny. Wybierając się na ryby, nikt przecież nie zabiera ze sobą szuflady. Osobiście posiadam trzy scyzoryki. Jeden duży, ze wszystkimi „niezbędnymi narzędziami” (prawie nigdy go nie używam), drugi średniej wielkości – z dwoma ostrzami, piłką, otwieraczem do kapsli, otwieraczem do konserw i korkociągiem (używam go dość często) oraz trzeci malutki, będący prawie miniaturką scyzoryka. Chociaż najmniejszy scyzoryk otrzymałem w prezencie jako reklamówkę, jestem z niego najbardziej zadowolony, a szczególnie z maleńkiej pincety, w którą jest wyposażony. Scyzoryk ten zawsze noszę w kieszeni mojej kamizelki muszkarskiej. Pincetą bez problemu wyciągam muszki nawet z najmniejszych przegródek pudełka, jak również precyzyjnie podskubuję zbyt nastroszoną jeżynkę, gdy chcę przerobić muchę na nieco „subtelniejszą” (nie muszę przystrzygać jej nożyczkami). Maleńki szwajcarski scyzoryk kosztuje grosze i jeżeli nikt nie da go Wam w prezencie, spokojnie możecie pozwolić sobie na taki wydatek. To się naprawdę opłaca.
Prowokująca czerwień
Wiadomo, że czerwony kolor działa niezwykle prowokująco na wiele gatunków ryb. Nawet hodowlane pstrągi zjadają znacznie więcej karmy, gdy jest ona zabarwiona na czerwono. Dowodzą tego chociażby eksperymenty żywieniowe wielu hodowców ryb.
Dorsze zdecydowanie najlepiej biorą na czerwone pilkery, okonie z upodobaniem atakują wirówki z czerwonym chwościkiem z wełenki, brania łososi są agresywniejsze, gdy do imitacji rosówki przyczepiony jest wabik z czerwonych kawałeczków wełny. Upodobanie do czerwonego koloru stwierdzono także u belon.
Wytrawni łowcy belon przywiązują kotwiczkę do sztucznej przynęty na 5-centymetrowym kawałku żyłki (mniejsze prawdopodobieństwo odhaczenia się ryby podczas holu). Belony będą brały jeszcze lepiej, jeżeli na trzonek kotwiczki naciągnięta będzie czerwona igelitowa rurka.
Ciężarek ze statecznikiem
Podczas łowienia śledzi, makreli i dorszy na zestaw paternoster zauważyłem pewną prawidłowość. Stosując ciężarki opadające w wodzie dość wolno i po skosie, zawsze miałem więcej brań, niż podczas łowienia z klasycznymi ciężarkami w kształcie gruszki, opadającymi szybko i w linii prostej na dno. Od pewnego czasu łowię więc tylko z ciężarkami ze statecznikiem własnego pomysłu. Do wykonania takiego ciężarka potrzebne są: kawałek miedzianej rurki o średnicy 20 mm, trzy cienkie gwoździe o długości 18 mm i kawałek blachy (najlepiej z denka 5-litrowej puszki po piwie). Miedzianą rurkę tnę na kawałki o długości 95 mm (jeden z końców przepiłowany jest normalnie, pod kątem prostym, drugi pod kątem 45 stopni). Następnie nacinam prawie całą rurkę wzdłuż na głębokość 80 mm.
Nożycami do blachy wycinam z denka puszki po piwie trapez o długości 95 mm (na górze 60 mm, na dole 20 mm). Na osi środkowej blaszki wykonuję cztery otwory. Pierwszy otwór wiercę 5 mm powyżej podstawy trapezu, pozostałe otwory w równych odstępach na całej długości osi i wkładam w nie do połowy gwoździe. Następnie wsuwam blaszany trapez (cieńszym końcem do przodu) w nacięcie w rurce. Dłuższą „połowę” rurki zalewam rozgrzanym ołowiem.
200-gramowy ciężarek ze statecznikiem wkrótce jest już gotowy do użycia. Chcąc uzyskać ciężarki o różnej masie, należy użyć rurki o innej średnicy, ewentualnie przyciąć ją nieco krócej lub dłużej.